Ateizm. Co każdy powinien wiedzieć

Michael Ruse - Ateizm
Michael Ruse – Ateizm

Ateizm. Co każdy powinien wiedzieć

Książka Michaela Ruse’a to popularnonaukowe omówienie najważniejszych elementów światopoglądu ateistycznego. Autor wchodzi w polemikę z Richardem Dawkinsem i Danielem Dennettem i broni tezy, że ateizm to zagadnienie moralne, a nie tylko kwestia faktów – stawia pytanie, czy ateista, który odrzuca boski autorytet, może być dobrym człowiekiem. Ruse ujmuje kwestię ateizmu z punktu widzenia historii, filozofii, religii, socjologii i teologii, odnosząc się do współczesności. Książka jest napisana przejrzystym i prostym językiem, w formie pytań i odpowiedzi, dzięki czemu może służyć do uporządkowania wiedzy czytelnikom zainteresowanym filozofią i ateizmem, jak również stanowić wprowadzenie dla nowicjuszy w tematykę ateizmu.

„Nie łudźcie się. Przyjmijcie. że bycie niewierzącym oznacza utratę bezpiecznego dzieciństwa. Nie istnieje sens ostateczny, zniknął raz na zawsze, a świeckie próby znalezienia substytutu, jak np. idea postępu, po prostu tego sensu nie dają. Ale nie panikujcie i nie rozpaczajcie. Być może nie istnieją obiektywna moralność ani ostateczny sens życia. ale natura (w znaczeniu współczesnym, jako psychika ukształtowana przez ewolucję drogą doboru naturalnego) wyposażyła nas w zdolność bycia dobrymi i ofiarnymi, cieszenia się życiem i uznawania je za wartościowe. I tak jak w obrębie systemu możemy odróżnić Sophie Scholl od Adolfa Hitlera, tak też w obrębie systemu możemy odróżnić Sokratesa od głupca.

Michael Ruse (ur. 1940) – filozof nauki, przeciwnik kreacjonizmu, ateista starający się pogodzić darwinizm z chrześcijaństwem. Polemista Daniela Dennetta oraz Richarda Dawkinsa i krytyk Nowego Ateizmu. Autor kilkudziesięciu publikacji, m.in. The Evolution Wars: A Giude to the Controversies, Science, Evolution and Religion. A Debate abut Atheism and Theism, The Philosophy of Human Evolution, Evolution and Religion. A Dialogue oraz podręczników akademickich pisanych na zlecenie uniwersytetów w Cambridge i Oxfordzie.

 

  • Autor: Michael Ruse,
  • tłum. Tomasz Sieczkowski
  • Liczba stron: 346
  • Rok wydania: 2016
  • ISBN: 978-83-8088-230-0
  • e-ISBN: 978-83-8088-231-7

Spis treści

PODZIĘKOWANIA 7
Prolog 9

  1. Od Greków do Oświecenia 17
  2. Od Oświecenia do współczesności 37
  3. Statystyki 71
  4. Bóg i ludzie 87
  5. Przekonanie religijne 105
  6. Kwestia nauki 125
  7. Pytania do chrześcijanina 151
  8. Czy istnieją dobre powody, by wierzyć? 181
  9. Alternatywne religie 205
  10. Wyjaśnienia naturalistyczne 227
  11. Czy religia jest zła? 255
  12. Wartościowe życie 275
    Envoi 305
    WYKAZ SKRÓTÓW Z PISMA ŚWIĘTEGO UŻYWANYCH W TEKŚCIE 307
    BIBLIOGRAFIA 309
    INDEKS 327

 

Prolog

Dlaczego powinienem napisać – dlaczego powinniście przeczytać – książkę o ateizmie? 11 września 2001 (11/9) muzułmańscy fanatycy porwali cztery samoloty. Dwa uderzyły w World Trade Center w Nowym Jorku, trzeci w budynek Pentagonu w Waszyngtonie, a czwarty nie doleciał do celu – prawdopodobnie był nim Biały Dom – tylko dzięki niezwykłej odwadze pasażerów na pokładzie. Rankiem następnego dnia, w Kalifornii, młody student wziął długopis i zaczął pisać ognistą polemikę przeciw temu, co postrzegał jako źródłową przyczynę tych nikczemnych ataków: religii. Owym przyszłym autorem Końca wiary. Religii, terroru i przyszłości rozumu (opublikowanej w 2004) był Sam Harris, obecnie neurobiolog. Dość szybko po sobie ukazały się kolejne książki: Richard Dawkins, biolog i popularyzator nauki, wydał Boga urojonego (2006), filozof Daniel Dennett napisał Odczarowanie. Religia jako zjawisko naturalne (2006), a dziennikarz Christopher Hitchens bóg nie jest wielki. Jak religia zatruwa wszystko (2007). Ochrzczono ich mianem „nowych ateistów”. Ich książki zyskały status bestsellerów, a ich idee były namiętnie czytane przez niezliczone rzesze ludzi poszukujących wyjaśnienia czegoś, co wydawało się tak niezrozumiałe: bezsensownych ataków na zwykłych ludzi, 10Ateizm. Co każdy wiedzieć powinien zajętych swoimi codziennymi sprawami. Jak można się było spodziewać, napaść ta wkrótce doczekała się odpowiedzi i niebawem zalała nas fala prac, które dowodziły, że nowi ateiści mylą się całkowicie tak w kwestii religii, jak i w kwestii jej związków z niepokojami i wstrząsami społecznymi. Typowymi książkami tego rodzaju były Bóg nie jest urojeniem. Złudzenie Dawkinsa (2007) anglikańskiego teologa Alistera McGratha i jego żony, Joanny Collicutt McGrath, oraz God and the New Atheism: A Critical Response to Dawkins, Harris, and Hitchens (2007) katolickiego teologa Johna Haughta. Poważna zrazu debata rychło przybrała postać farsy, kiedy najpierw ludzie religijni wykupili na autobusach ogłoszenia o treści „Jezus powiedział, jestem drogą i życiem”, a następnie ateiści odpowiedzieli własnym sloganem: „Bóg prawdopodobnie nie istnieje, więc przestań się martwić i zajmij się swoim życiem”[1] . Szczerze wątpię, czy gdyby nie ta kontrowersja, Oxford University Press poprosiłoby mnie o napisanie tej książki. Szczerze wątpię, czy gdyby nie ta kontrowersja – chyba że macie nieszczęście uczestniczyć w akademickim kursie filozofii religii na studiach pierwszego stopnia – czytalibyście tę książkę. Ale kontrowersja istnieje. Napisałem tę książkę, a wy ją czytacie. W gruncie rzeczy niepotrzebne są żadne przeprosiny ani opory. Być może potrzebne są za to pewne wyjaśnienia i wskazówki. Można byłoby napisać książkę tylko o nowym ateizmie i, jak widzieliście, wielu właśnie tak zrobiło. Ale daje się wyczuć, że w grę wchodzą tutaj szersze zagadnienia. Jakkolwiek okropne nie były wydarzenia 11/9, jest pewne, że książki, które powstały w odpowiedzi na nie, osiągnęły sukces, ponieważ w pewnym niejasnym sensie społeczeństwo na takie właśnie prace czekało. Innymi słowy, religii już wcześniej towarzyszyły niepokój i niezadowolenie, a nowy ateizm tę sytuację wykorzystał. Ostatecznie warto pamiętać, że aczkolwiek Bóg urojony Dawkinsa stał się natychmiast bestselerem, sprzedając się przez dwa lata w ponad dwóch milionach egzemplarzy, to wyniki te przyćmiewają wydawnicze wyniki thrillera dekady – Kodu Leonarda da Vinci (2013), którego sprzedano ponad 40 milionów egzemplarzy przez pierwsze trzy lata – i że centralna intryga tej powieści krąży wokół tezy, że Jezus nie był synem Boga, że Kościół Katolicki wie o tym i ukrywa tę informację, i że jego złowroga organizacja Opus Dei nie powstrzyma się przed niczym, włącznie z morderstwem, by utrzymać status quo. Trudno uznać to za świadectwo chwały religii! Patrząc nieco szerzej, kolejne badania pokazywały – przyjrzymy się bliżej niektórym z nich – że ludzie, szczególnie ludzie młodzi, tracą zainteresowanie religią i przestają się w nią angażować, zwłaszcza jeśli chodzi o religię zorganizowaną (Bullivant 2010). Nie jest to oczywiście trend uniwersalny, niemniej jednak jest prawdziwy i dość powszechny. Powody tego odwrotu łatwo zrozumieć. Z jednej strony, hipokryzji wielu przedstawicieli władz religijnych towarzyszy powszechne oburzenie. Nie chodzi tu tylko o wykorzystywanie nieletnich przez katolickich księży, ale także o stopień, w jakim hierarchia tuszowała te wydarzenia i po dziś dzień zawzięcie walczy, by nie wziąć na siebie odpowiedzialności. Dorównują temu seksualne i  fiskalne sztuczki tak zwanych protestanckich teleewangelistów. Z drugiej strony – jak sami chrześcijanie (zwłaszcza ewangelikanie) zaczynają sobie zdawać sprawę (Kinnaman 2011) – wiele roszczeń i wymagań stawianych w imię religii zdaje się tracić na znaczeniu i aktualności, odciągając od naprawdę istotnych problemów: potwierdzenie przez papieża Pawła VI zakazu stosowania sztucznych metod antykoncepcji; odmowa akceptacji homoseksualistów jako pełnoprawnych i wartościowych członków społeczeństwa; czy stanowcza, i to mimo utrzymywania rozmaitych doktryn społecznych, dotyczących wolności, na przykład prawa do posiadania broni, odmowa zaakceptowania tego, że ciało kobiety jest jej własnością, a nie należy do państwa czy kościoła – a już z pewnością nie do grupy starych mężczyzn, którzy przypuszczalnie nigdy w życiu nie uprawiali seksu, ani też do protestanckich pastorów, tendencyjnie odczytujących rzekomo istotne biblijne ustępy. W tym samym czasie Afrykanie masowo umierają na AIDS, z braku pożywienia dzieci na całym świecie chodzą spać głodne, nasze pola zmagają się z suszą, a nasze miasta z powodziami. Nie oznacza to, że wszyscy szybkim krokiem zmierzamy do niewiary, do zaprzeczenia istnienia Boga lub bogów, do (jak rozumiem to w tej książce) ateizmu w pewnym znaczeniu. W rzeczywistości wiele sugeruje wręcz, że tak nie jest. Władca pierścieni katolickiego pisarza J.R.R. Tolkiena sprzedał się na świecie w ponad 150 milionach egzemplarzy i oczywistym ważnym czynnikiem, leżącym u podstaw sukcesu tej książki (oprócz filmowych adaptacji), jest jej religijna podbudowa (Bud 2013). W pewnym sensie ateizm staje się jednak coraz bardziej dostępną opcją. Stąd ta książka, w której staram się w sposób wolny od emocji wyłożyć zagadnienia związane z ateizmem, argumenty przeciwko niemu i argumenty za nim, przywołać jego krytyków i jego obrońców. Musimy wyjść poza polemiki i przyjrzeć się kwestiom leżącym u podstaw sporu. Musimy poznać fakty, historię, zalety i wady, perspektywy, nadzieje i lęki. Innymi słowy, potrzebujemy zrównoważonego spojrzenia na ateizm. Rodzi to wątpliwości, ponieważ zbyt często zrównoważone oznacza „nijakie i nudne”, co byłoby samo w sobie bardzo godne ubolewania, gdyż, cokolwiek by nie powiedzieć o nowym ateizmie i reakcjach nań, nudny na pewno nie jest określeniem, które pierwsze przychodzi do głowy. Będę starał się mieć to cały czas na uwadze, ponieważ zapewniam was, że jeśli znajdziecie tę książkę nudną, to będzie to wina moja, a nie zagadnień, o których piszę. Problematyka jest interesująca, a jej konsekwencje ważne. Jeśli po skończeniu lektury nie zgodzicie się z tym, oznaczać to będzie, że nie udało mi się osiągnąć tego, co sobie zamierzyłem. Kim jestem, by zakładać, że napiszę taką książkę? Zamierzony zakres tej książki jest tak szeroki, że w zasadzie tylko Bóg miałby wystarczające kwalifikacje, by być jej potencjalnym autorem. Musi być ona po części historyczna, po części socjologiczna, po części teologiczna, po części filozoficzna, po części antropologiczna, i nie tylko. Jak zwykł mawiać zmarły niedawno psycholog społeczny Donald Campbell, każdy piszący człowiek musi pogodzić się z tym, że będzie niekompetentny w wielu dziedzinach naraz. Na co dzień pracuję jako filozof, zwłaszcza filozof nauki. Specjalizuję się w biologii ewolucyjnej i doprowadziło mnie to do podjęcia badań nad Karolem Darwinem, które kontynuowałem do tego stopnia, że myślę o sobie teraz jako tyleż o historyku, co filozofie nauki. W ostatnich latach, częściowo z racji sposobów, w jakie darwinizm rzutuje na religię, a częściowo z racji zewnętrznych zagrożeń, jakie stanowi dla biologii tak zwany ruch kreacjonistyczny – a ostatnio teoretycy inteligentnego projektu – bardzo zaangażowałem się w pracę nad relacją między nauką a religią. Jakiś czas temu, wraz z takimi luminarzami, jak zmarły niedawno Stephen Jay Gould, zostałem powołany jako biegły przez American Civil Liberties Union w sprawie sądowej broniącej ewolucji przed biblijnym literalizmem. Nie jestem specjalistą od religioznawstwa, nie jestem też teologiem, lecz moja praca przywiodła mnie w te dziedziny wiedzy i starałem się zrozumieć rozmaite wątki i zagadnienia z pomocą profesjonalistów. Zostałem wychowany jako kwakier i mimo że dużo czasu upłynęło, od kiedy byłem praktykującym członkiem Religijnego Towarzystwa Przyjaciół, nie zdziwiłbym się, jeśli w niektórych miejscach dostrzeżecie w tym, co piszę, ślady mojego wychowania. Człowiek stara się być bezstronny i obiektywny, ale trening z dzieciństwa często prześwituje przez nasze słowa. W pewnym sensie mam nadzieję, że tak jest i w tym przypadku, ponieważ autentyczna miłość, którą okazywali moi rodzice i ich współwyznawcy dzieciom w naszej grupie, wypełniła całe moje życie radością i wdzięcznością. Miłość ta częściowo polegała na wpajaniu mi, że nikt inny nie może za mnie decydować, kim jestem i w co wierzę. Miało to być trudne i takie okazało się być. Podczas wspomnianej właśnie rozprawy sądowej zostałem zapytany o moje obecne przekonania religijne i musiałem przyznać, że chociaż jestem biegły w wielu rzeczach, jest to obszar, który wykracza poza moje kompetencje. Nic się tu nie zmieniło. Wiem, że nie wierzę w większość tez religijnych, więc przypuszczam, że w tym znaczeniu jestem ateistą. Nie wiem, czy istnieje coś więcej, i w pewnym sensie cieszę się, że nie wiem. Niemniej jednak jestem żarliwie religijny w tym sensie, że kwestie dotyczące Boga i ostatecznego sensu życia są dla mnie bardzo ważne. Nie pisałbym książek takich jak ta, gdyby nie były. Pierwszym czytelnikiem wszystkiego, co napiszę, jestem ja sam. Pod tym względem jestem więc zupełnie inny niż moja ukochana żona, Lizzie, która należy już do nowego pokolenia, o którym mówiłem. Religia jej po prostu nie interesuje. Nie zna jej i nie ma zamiaru jej poznawać. Nie jest uprzedzona do religii. Jej najbliższą przyjaciółką jest kierowniczka wychowania chrześcijańskiego w pobliskim kościele. Ale religia po prostu nie jest dla niej. Jest za to dla mnie i właśnie dla takich jak ja, jakakolwiek byłaby treść ich religijnych przekonań, napisałem tę książkę.

Czy jest jakaś myśl przewodnia?

Jeszcze jedna rzecz i możemy zaczynać. Niniejsza książka jest omówieniem, wprowadzeniem nafaszerowanym informacjami. Biorąc to wszystko pod uwagę, czy jest w niej jakaś myśl przewodnia? Czy po połączeniu wszystkiego w całość dostrzeżemy pojawienie się jakiegoś konkretnego punktu widzenia lub stanowiska? Z pewnością tak. Stanowisko to sprowadza się do tego, że ateizm zarówno dla jego zwolenników, jak i krytyków jest przede wszystkim zagadnieniem moralnym. Nie jest on po prostu kwestią faktów: tego, czy Bóg istnieje, czy też nie. Ateizm wiąże się raczej z pytaniem, czy pod względem moralnym powinniśmy wierzyć w Boga lub bogów. Dziewiętnastowieczny angielski matematyk i filozof, William Kingdom Clifford (1845–1879), pisał o „etyce wiary” (1879), twierdząc, że wiara pozbawiona wystarczających dowodów jest niemoralna. Właśnie ta intuicja, że moralność jest kluczowa dla właściwych przekonań, leży u podstaw debaty na temat ateizmu.

 

[1] W rzeczywistości slogan brzmiał: „Bóg prawdopodobnie nie istnieje, więc przestań się martwić i ciesz się swoim życiem” (przyp. tłum.).

Print Friendly, PDF & Email
Andrzej Zykubek
Zapraszam na

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.