Zacznijmy od pewnych humorystycznych dialogów zaczerpniętych z internetowych memów.
Przykład 1)
– Jeśli dziecko nie chce jeść mięsa, to czym je zastąpić?
– Psem, pies zawsze zje mięso.
Przykład 2)
– Zaproponowałem ateiście modlitwę i odmówił.
– Ale odmówił i nie odmówił, czy nie odmówił i odmówił?
Oba przykłady mają podobną strukturę. W każdej z tych króciutkich konwersacji pierwsza wypowiedź jest dwuznaczna, a replika żartobliwie wykorzystuje ten fakt. Jeśli jednak przyjrzymy się przykładom dokładniej, dostrzeżemy też różnicę. Każda z niejednoznaczności ma odmienne źródła.
W przykładzie 1) za wieloznaczność pytania dotyczącego dziecka niejedzącego mięsa odpowiedzialna jest struktura zdania. Nie wiadomo do czego z pierwszej części zdania odnosi się obecny w jego drugiej części zaimek „je” – do dziecka, czy do mięsa. Komiczny charakter dialogu sugeruje, że autorowi pierwszej wypowiedzi chodzi o to, czym można zastąpić mięso, a odpowiadający informuje go o dostępnych opcjach zastąpienia dziecka. W przykładzie 2) pierwsze zdanie jest dwuznaczne nie z powodu takiej, czy innej składni, ale z powodu dwuznaczności samego słowa „odmawiać”. Słowo to może bowiem oznaczać albo brak zgody na coś, albo odprawienie jakiejś modlitwy, wypowiedzenie jej słów, pomodlenie się po prostu. Druga wypowiedź konwersacji zręcznie dwuznaczność tę eksploatuje. Wieloznaczności pierwszego rodzaju nazywa się wieloznacznościami składniowymi, albo nieco bardziej uczenie – amfiboliami (niekiedy nawet amfibologiami). Wieloznaczności drugiego rodzaju to tak zwane wieloznaczności leksykalne. (Upraszczając sprawę niektórzy nazywają je ekwiwokacjami. To jednak nie jest zbyt precyzyjne, o czym szerzej za chwilę.)
Kilka amfibolii
Mogłoby się wydawać, że wieloznaczność jest zjawiskiem niebezpiecznym, a przynajmniej niepożądanym. Przytoczone przykłady pouczają nas, że tak być nie musi. Komiczny charakter obu mini-dialogów bierze się właśnie z umiejętnej gry wieloznacznościami. Próba ich wyeliminowania nie tylko sytuacji nie poprawi, ale zupełnie zniszczy zamierzony efekt. W podobny sposób niejednoznaczności bywają świadomie i celowo wykorzystywane przykładowo w literaturze lub reklamach. W takich przypadkach są one jak najbardziej pożądane.
Wieloznaczności są niemile widziane, a nawet niebezpieczne, głównie gdy są nieuświadomione. Przy tym uciążliwość takich sytuacji jest stopniowalna. Aby się o tym przekonać, przyjrzyjmy się kilku amfiboliom. Może się przykładowo zdarzyć, że ktoś omyłkowo wypowiedział się wieloznacznie, ale niezamierzone znaczenia jego wypowiedzi są w tak oczywisty sposób fałszywe, że co najwyżej wywołują śmieszność. Często powtarza się w podręcznikach taki oto przykład amfibolii wspomnianego typu:
„Jan zakopał skarb wraz z żoną i teściową”.
Niekiedy jednak sytuacja jest nieco gorsza, gdyż niezamierzony komizm jest wyjątkowo niefortunny. Widziałem kiedyś nekrolog, w którym o zmarłej przeczytałem takie zadanie:
„Odeszła przedwcześnie opatrzona świętymi sakramentami”.
Myślę, że nie trzeba nikogo przekonywać, że trudno o mniej właściwe miejsce na przeoczenie przecinka. Bywa jednak, że sytuacja prezentuje się jeszcze poważniej. Nie zawsze musi być bowiem oczywiste, które z kilku znaczeń amfibologii było zamierzone. Wyobraźmy sobie, że sędzia wydaje taki wyrok:
„Pozwany ma wypłacić powodowi 10 000 PLN łącznie z odsetkami”.
Choć możemy zgadywać, że powinno to być 10 000 plus odsetki, to jednak pozwany ma mocne podstawy, aby upierać się, że nie wpłaci ani złotówki ponad 10 000, czyli innymi słowy, że kwota ta zawiera także zasądzone odsetki. I kto jest władny rozstrzygnąć, jak w takiej sytuacji powinien być rozumiany wyrok?
Mimo wszystko jednak amfibolie podobne do tych wyżej wymienionych nie są aż tak wielkim zmartwieniem. W praktyce bowiem łatwo je wychwycić i skorygować. Dużo bardziej brzemienne w negatywne skutki są przeoczone wieloznaczności leksykalne.
Ekwiwokacje
Wspomniałem wyżej, że wieloznaczności leksykalne bywają skrótowo nazywane ekwiwokacjami. Nie jest to do końca poprawne. Ściśle mówiąc ekwiwokacja jest błędem, polegającym na kilkukrotnym użyciu w jednym wywodzie – najczęściej zawierającym jakieś rozumowanie – terminu wieloznacznego, przy czym w różnych miejscach tego wywodu wspomniany termin używany jest w różnych znaczeniach, a jednocześnie zakładana jest jego jednoznaczność. Pierwsze zdanie przykładu 2) zawiera wieloznaczność leksykalną, ale nie stanowi ekwiwokacji. Jej przykładem może być poniższe rozumowanie.
Przykład 3)
„Jeśli Anna potrafi dogadać się z rodowitym Anglikiem nieznającym żadnego języka obcego, to Anna mówi po angielsku.
Jeśli Anna mówi po angielsku, to nie mówi po polsku.
Zatem jeśli Anna potrafi dogadać się z rodowitym Anglikiem nieznającym żadnego języka obcego, to Anna nie mówi po polsku”.
Terminem wieloznacznym generującym trudności jest oczywiście czasownik „mówić”. W pierwszej przesłance rozumie się go jako znajomość danego języka, w drugiej – jako aktualne wykonywanie czynności wypowiadania jakichś słów. Aby wynikanie faktycznie zachodziło, wspomniany czasownik powinien być jednak rozumiany w obu przesłankach jednakowo. Stąd można się domyślać, że wieloznaczność tego terminu jest przez autora wnioskowana przeoczona. Rozumowanie jest niepoprawne.
Podobny przykład, który w celu poćwiczenia pozostawiam do analizy Tobie, Czytelniku, jest następujacy.
Przykład 4)
„Jeśli ktoś jest pełnoletni, to może wstąpić w związek małżeński.
Jeśli ktoś może wstąpić w związek małżeński, to zna kogoś, kto chce z nim w ten związek wstąpić.
Zatem jeśli ktoś jest pełnoletni, to zna kogoś, kto chce z nim wstąpić w związek małżeński”.
Wnioski rozumowań z przykładów 3) i 4) są jawnie fałszywe, co sprawia, że rozumowania te od razu wydają się podejrzane, a pojawiające się w nich ekwiwokacje są łatwe do wskazania. (Wiele podręcznikowych przykładów jest nawet jeszcze bardziej oczywistych.) W praktyce naukowej pojawiają się jednak ekwiwokacje dużo subtelniejsze.
Biologowie i warunki wystarczające oraz konieczne
Autorzy wzmiankowanego na wstępie artykułu uważają, że biologowie często błędnie identyfikują warunki wystarczające i konieczne. Właściwym przedmiotem ich analiz są badania neuronów pewnego ściśle określonego rodzaju (tzw. command neurons). Aby jednak wyjaśnić ogólny schemat omawianych błędów, wspomniani autorzy rozważają najpierw nieco prostsze przypadki. Tutaj ograniczę się tylko do ogólnikowego zasygnalizowania tych prostszych przypadków, pozostawiając wiele aspektów omawianego artykułu bez komentarza.
Argumentacja autorów przebiega w zarysie tak. Jednym z obszarów badań biologicznych, w którym często pojawiają się stwierdzenia dotyczące warunków koniecznych i wystarczających jest genetyka. W jej ramach korzysta się z dwóch – istotnych z naszego punktu widzenia – metod manipulacji genetycznych: metody nokautu genetycznego (gene knock-out) oraz metody sztucznej ekspresji genu (artificial expression of a gene). Pierwsza z tych metod pozwala „wyłączyć” jakiś konkretny gen, ta druga umożliwia sztuczne aktywowanie jakiegoś genu. W wyniku zastosowania pierwszej z tych metod biologowie często stwierdzają konieczność jakiegoś genu dla jakiegoś zjawiska (przykładowo rozwoju jakiejś tkanki), w wyniku zastosowania drugiej – analogiczną wystarczalność. Jakiś gen uznają za konieczny warunek jakiegoś zjawiska, jeśli po dezaktywacji tego genu nie obserwuje się zachodzenia odnośnego zjawiska. Dany gen uznaje się za wystarczający dla danego zjawiska, jeśli sztuczna aktywacja tego genu powoduje zainicjowanie tego zjawiska. Jeśli jednocześnie zachodzą obie opisane sytuacje, dany gen uznaje się za zarazem konieczny i wystarczający warunek danego zjawiska.
I tego właśnie stwierdzenia dotyczy główny zarzut autorów. Otóż uważna analiza wskazuje, że zarówno termin „gen” jak i termin „zjawisko” są inaczej rozumiane jeśli mowa o warunku koniecznym, a inaczej jeśli mowa o warunku wystarczającym.
Jeśli stwierdza się, że gen jest warunkiem koniecznym zjawiska, to „gen” rozumie się jako aktywność genu, a „zjawisko” po prostu jako zachodzenie tego zjawiska. Korzystając z definicji z poprzedniego artykułu z cyklu, konieczność tę można wyrazić następująco: zawsze ilekroć nie zachodzi aktywność genu, nie zachodzi też odpowiednie zjawisko. Biologowie odkrywają tę zależność dzięki metodzie nokautu. Nie zachodzi jednak zależność odwrotna. Aktywność genu nie jest wystarczająca dla zachodzenia zjawiska (potrzebne są ponadto przykładowo jeszcze inne geny lub ogólniej inne czynniki).
Jeśli jednak stwierdza się, że gen jest warunkiem wystarczającym zjawiska, „gen” rozumie się jako sztucznie aktywowana aktywność genu, a „zjawisko” jako zainicjowanie zjawiska. Znów posiłkując się definicją z poprzedniego felietonu, wystarczalność tę wyrazić można następująco: zawsze ilekroć zachodzi sztuczna aktywacja genu, zachodzi także inicjacja pewnego zjawiska. To z kolei odkrywają biologowie dzięki zastosowaniu sztucznej ekspresji genu. Ponownie jednak nie zachodzi relacja odwrotna. Sztuczna aktywacja genu nie jest konieczna dla inicjacji zjawiska (może być ono inicjowane inaczej).
Ostatecznie zatem jednoczesne stwierdzenie wystarczalności i konieczności jakiegoś genu dla jakiegoś zjawiska jest zwykle obarczone błędem subtelnej i przeważnie przeoczanej ekwiwokacji. Sami autorzy nie używają słowa „ekwiwokacja”, a słowo „wieloznaczny” pojawia się w tekście tylko raz. Uważam jednak, że właśnie taka jest istota sformułowanej przez nich krytyki.
źródło https://filozofuj.eu/piotr-lipski-9-czy-biologowie-rozumieja-czym-sa-warunki-konieczne-i-wystarczajace-o-ekwiwokacji-myslenie-krytyczne/
- Koncepcja nauki Philipa Kitchera – Anna Starościc - 6 grudnia 2024
- Od Kopernika do kwantowej grawitacji. Debata Kopernikańska w Toruniu - 5 grudnia 2024
- Filozofować w kontekście nauk - 4 grudnia 2024